Mam problem z książką Michała R. Wiśniewskiego. Bo z jednej strony – w pełni zgadzam się z tezą zawartą w tytule i wstępie, a z drugiej – im bardziej zagłebiasz się w esej, coraz mocniej chcesz czerwonym długopisem napisać „Praca nie na temat!”

Mam problem z książką Michała R. Wiśniewskiego. Bo z jednej strony – w pełni zgadzam się z tezą zawartą w tytule i wstępie, a z drugiej – im bardziej zagłebiasz się w esej, coraz mocniej chcesz czerwonym długopisem napisać „Praca nie na temat!”

Książka o dzieciach, która nie jest o dzieciach

Mam problem z książką Michała R. Wiśniewskiego. Bo z jednej strony – w pełni zgadzam się z tezą zawartą w tytule i wstępie: Polska to miejsce, w którym dzieci uzyskują podmiotowość w chwili poczęcia, by utracić ją przy narodzinach. A kiedy idą do szkoły – tracą ją jeszcze bardziej.

Z drugiej – wszystko, co następuje potem, przypomina esej, który usilnie próbuje udowodnić swoją głębię, opierając się na banalnych anegdotach, płytkich obserwacjach i jednostronnych interpretacjach.

Oczyma wyobraźni widzę, jak sadystyczna polonistka czerwonym długopisem dopisuje na pierwszej stronie manuskryptu: „Praca nie na temat!” – z taką siłą, że ślad przesiąka aż do szóstej strony.

Anegdota jako aksjomat

Wiśniewski opowiada świat przez filtr osobistych obserwacji, ale nie daje im odpowiedniego kontekstu. Przykład? Podsłuchana rozmowa ojca z dzieckiem po spektaklu. Na jej podstawie autor buduje tezę o przemocowym, przedmiotowym traktowaniu dziecka. Tyle tylko, że ta rozmowa trwała może 30 sekund – a nie wiemy nic o tym, co działo się wcześniej: przy śniadaniu, podczas drogi do teatru czy przy kupnie biletów.

Zbyt często Wiśniewski nie daje sobie (ani nam) szansy na zadanie pytania „a może jednak…?”. Jego tezy są zamknięte, dopasowane do narracji, oparte na przypiętych łatkach.

Etykietowanie i wojna klas

Choć autor deklaruje sprzeciw wobec etykietowania, z łatwością etykietuje sam: rodziców, kierowców, ludzi z samochodami, przedstawicieli „liberalnego salonu” i „neolibków”. Wszyscy dostają po głowie.
To książka, która miała być apelem o podmiotowość dzieci, ale dzieci – choć obecne – są tu raczej tłem. Farbką do ilustracji większego obrazu: kulturowo-politycznego eseju o feminizmie, mediach, urbanistyce i japońskich komiksach.

Trafienia i pudła

Zgadzam się z autorem w kilku sprawach. Sharenting, czyli wykorzystywanie dzieci do budowania wizerunku w social mediach, to temat ważny i palący. Tu autor mógłby pójść nawet dalej – poruszyć kwestie prawa, etyki, granic ekspozycji.

Ale gdy pisze o Katarku (urządzeniu do odsysania wydzieliny z nosa), ton książki dryfuje w stronę memicznej ironii. A kiedy wspomina peerelowskie place zabaw z nostalgią godną Krecika, mam wrażenie, że zapomina o rzeczywistości – tej zardzewiałej, zdezelowanej, niebezpiecznej.

Książka targetowa?

Momentami miałem wrażenie, że książka powstała według briefu na viralowy esej – długi, ostry, wyrazisty. Z dużą liczbą stron, bo taki był model biznesowy wydawcy.

To książka, w której autor wykonał szeroki rekonesans – polityczny, kulturowy, infrastrukturalny – ale najmniej pogłębiony w obszarze, który deklaruje jako główny temat: dzieci i ich miejsce w społeczeństwie.

???? Czego się dowiedziałem?

• Że autor ma silne poglądy i potrzebę ich wyrażenia – nawet kosztem kontekstu.
• Że dzieci w Polsce nadal często nie są traktowane jako pełnoprawni uczestnicy życia społecznego – ale ta książka nie wnosi w to szczególnie nowego światła.
• Że łatwo jest przerysować rzeczywistość, kiedy brak rzetelnego pogłębienia.

???? Jakie emocje wywołuje ten tekst?

• Frustrację – bo temat ważny, a forma go rozmywa.
• Uśmiech – ironiczne fragmenty bywają celne, czasem nawet błyskotliwe.
• Znużenie – z powodu rozwlekłości i powtarzania schematów.
• Rozczarowanie – bo zamiast książki o dzieciach, dostajemy esej o ideologii.

???? Do czego zachęca ta książka?

Wbrew intencjom autora – do większego wyrozumienia wobec rodziców, mniej pochopnego oceniania, do stawiania pytań zamiast szybkich etykietek.
Ale także – do refleksji nad tym, jak niewiele trzeba, by uprzedzenia i poglądy przysłoniły nam rzeczywistość.