Bestia to tak niesłychana, że potrafi uprzykrzać się nawet kilka dłuuuuugich tygodni. Tak właśnie jest u nas. Wiem, wiem. Zaraz zapytacie, przynajmniej niektórzy z was tak jak zaprzyjaźniona z moimi rodzicami pediatrzyca:
To ogólnie znana rzecz. Jak śpiewała Barbara Kraftówna w Kabarecie Starszych Panów. Ospa zaś nie przechodzi po kilku godzinach jak potrafią czmychnąć deszczowe chmurzyska, tylko trzyma i trzyma.
Bestia to tak niesłychana, że potrafi uprzykrzać się nawet kilka dłuuuuugich tygodni. Tak właśnie jest u nas. Wiem, wiem. Zaraz zapytacie, przynajmniej niektórzy z was tak jak zaprzyjaźniona z moimi rodzicami pediatrzyca:
-To co nie zaszczepiliście się przeciwko ospie?
-Ano nie. Akurat na ospę wietrzną nie.
Nie będę ciągnął dłużej tego wątku, bo to nie czas i miejsce. Kiedyś może, popełnię moje szczepionkowe credo, no ale już dzisiaj możecie się zorientować, że jestem raczej pro niż kontra.
Wracając do nudy. Aaaaaach. przepraszam, ziewnęło mi się. Cóż podobno inteligentne dzieci się nie nudzą. Tak przynajmniej mawiają niektóre przekonane o wyjątkowości swoich berbeci mamusie. Na szczęście niedawno przeczytałem, że to mit i ulżyło mi niemożebnie. Moje dziewczynki potrafią zanudzić się 37 razy w ciągu trzech kwadransów. Dzięki temu mogę pielęgnować kreatywność. Tą jakże pożądaną na rynku pracy cechę. Więc poza standardowym zestawem zabaw w kwadracie lalki-samochodziki-klocki-miśki każdy dzień musi obfitować w dodatkowe atrakcje. Niestety wyjście w tę piękną pogodę do piaskownicy, co najchętniej bym uczynił sprowadzając na córki szczęście nieopisane, nie wchodzi w rachubę.
Zatem jednego dnia byliśmy zgrają groźnych piratów. Szczotki poszły w kąt, a kije poszły w ruch. W ciągu kilku minut piętrus z małego pokoju zamienił się w solidny i z niejednego portu wodę pijący bryg. Trochę ciężko było zamontować reje. Za to żagle z kocyków zdały egzamin modelowo. Na łbach chustki, na oczach przepaski, ringo jako koło sterowe. Do tego obowiązkowo gitara, szanty, podejście do człowieka, sztorm i zasłużony odpoczynek po wachcie.
Kolejny dzień obfitował w kulturę. Skończyliśmy jeszcze piracką zabawę gitarową. Potem przenieśliśmy się do dużego pokoju, gdzie fotel i dwa krzesła zamieniły nasz salon w najbardziej obleganą światową scenę teatralną. Udało się nawet wystawić kilka sztuk. Kot w butach, Czerwony Kapturek, Kopciuszek. Wszystko w samogrającej adaptacji Jana Brzechwy. Oklaskom nie było końca
Po kolejnej przespanej nocy okazało się że nudziak ponownie powrócił wczesnym popołudniem. Więc postanowiliśmy zrobić to:
Prosta planszówka „Domówka”, do której materiały przygotowaliśmy wspólnie w ciągu kilku chwil mając później o dziwo prawie godzinę szaleństwa. Śpiewanie piosenek, rysowanie domków na kurzej łapce, słoników i syrenek, recytowanie wierszyków, robienie różnych szalonych zadań. Duża gęstość pól „+2” lub „-3” czy też „STOP”, dodała grze dramaturigii. Żeby zabawę nieco urozmaicić, (i oczywiście oszczędzić mi odsuwania szaf i sofy by odnaleźć zagubioną kostkę) posłużyliśmy się aplikacją na iOS .
Gra tak bardzo nam się spodobała, że postanowiliśmy utrwalić ją w bardziej wytrzymałej formie. Obudziłem więc swojego Makgajwera i zaczęliśmy działać.
W pierwszej kolejności pod nożem znalazł się Bogu ducha wininen karton z internetowych oszonowych zakupów. Rach ciach i już fundamenty były gotowe. Potem poszło jak z płatka. Rach, pierwszy szkic. Ciach drugi szkic. Rach pierwsza warstwa błękitnej farby. Ciach kolorowe ramki. Rach naklejki z zadaniami, Ciach kolorowe pionki.
A później?
Znowu szaleństwo, „Karuzela czeka wita nas z daleka…” Księżniczki jadące na zielonych smokach i słonie ganiające się z kotami wokół domku na kurzej łapce :)…
Jutro spróbujemy zagrać w „Domówkę” raz jeszcze, a potem… Może nakręcimy film?